Odkąd moje dziecko stało się „małym zdobywca świata” (czyli skończyło jakieś dwa latka), ja stałam się prawdziwym „ekspertem” w wielu dziedzinach nauki, techniki a nawet … sztuki! Obowiązkowym punktem programu każdego dnia jest wirtualne zwiedzanie świata z Google Earth i sprawdzanie wszystkiego na mapach papierowych. Mój maluch zna wszystkie kontynenty i świetnie orientuje się w położeniu większości państw w Europie i Azji czy w obu Amerykach. Niezaprzeczalnie największe „geograficzne hity” to Mont Everest (Nepal i Chiny to takie „oczywiste”, prawda?), Tadż Mahal w Indiach, Machu Picchu w Peru oraz … Australia (ciągle domaga się oglądania opery w Sydney!). Flagi i stolice, to już prawdziwa igraszka! Jakoś tak, zupełnie przy okazji, oglądamy zdjęcia roślin i zwierząt z danej części świata. Dziecko poznaje świat i ma super zabawę, a ja z wielką radością przyglądam się jak, mimochodem zdobywa cenną wiedzę.
Nasze spotkania z nauką to także zabawa z fizyką, matematyką czy biologią. (Á propos biologii – właśnie hodujemy w słoiku fasolkę z nasiona!) W domowych warunkach z równą łatwością można pokazać dyfuzję, „wyprodukować tęczę”, wytłumaczyć zasadę dźwigni czy równi pochyłej, jak i pogłówkować nad tangramem. Nasz dom jest najprawdziwszym „naukowym polem bitwy”! Przy niewielkim nakładzie pracy (i energii) można poszaleć z mechaniką klasyczną, dynamiką i termodynamiką, optyką czy akustyką.
Już słyszę te zarzuty a gdzie ruch fizyczny dziecka? Spokojnie! A od czego jest muzyka i taniec!? Nawiasem mówiąc „dziękuję Bogom” za istnienie Youtuba… To prawdziwa „kopalnia muzycznych skarbów”! Można tu zupełnie spokojnie znaleźć muzykę klasyczna (moje dziecko uwielbia Mocarta!), poezje śpiewaną, ścieżki dźwiękowe ze znanych filmów, czy dziecięce hity typu „My jesteśmy krasnoludki”. Mimochodem dorzucę tylko, że „wirtualne zwiedzanie Japonii” zakończyło się „przymusowym” słuchaniem gry na koto, a „wycieczka do Rosji” – walcem Szostakowicza (i oglądaniem bajek po rosyjsku!). Pląsy z piłką to świetny moment na „zabawę w naukę”! Jak? To dziecinnie proste! W końcu… przy pomocy kilku piłek, dziecko może „pobawić się” zasadami dynamiki Newtona czy poznać zderzenia ciał sprężystych.
Dziecku da się przemycić do głowy wszystko! Kiedyś w trakcie kąpieli w wannie, opowiedziałam córce „bajeczkę o Marysi Skłodowskiej” i o „trzech kuleczkach” (czyli na tapecie był elektron, proton i neutron). Od tej pory jak świecimy światło w pokoju, to mój trzylatek już wie, że to nie żadne tam czary, tylko… „szybko biegają takie malutkie kuleczki, co się nazywają elektrony”. Można?
No dobrze, ale co to wszystko ma wspólnego z „pępkiem delfina” i akcją Ratujmy Nasze Maluchy? Otóż bardzo, bardzo dużo! Kiedy zaciszu domowym „bawimy się w naukę”, nie ograniczają nas żadne ramy czasowe, ani żadna podstawa programowa! Dziecko poznaje świat, zadaje pytania i eksperymentuje, a Rodzic jest tylko „towarzyszem przygód”! Bo zdobywanie wiedzy, to przecież wielka przygoda! Dziś moja trzylatka zapytała: „ Czy tygrys i delfin mają pępek?” Kiedy już, uporałam się ze „zgrabna odpowiedzią” pomyślałam: „Kurczę…jak fajnie, że udało mi się nauczyć mojego malucha myśleć i zadawać pytania!” Wkrótce potem, przyszła mi do głowy jednak zupełnie inna myśl: „Moje dziecko jest zupełnie niewygodne dla „Systemu”! Dlaczego?
No, a teraz wyobraźmy sobie dwadzieścia pięć (lub więcej!) małych indywidualności w jednej klasie… Jak możliwe jest zapewnienie im wszechstronnego rozwoju na każdym polu??? Różne temperamenty, różna gotowość szkolna i różne możliwości intelektualne oraz… jedna podstawa programowa! Wszyscy zostają „sprowadzeni do poziomu „Statystycznego Jasia Kowalskiego”… Jedynym zaś (i niestety najważniejszym!) „miernikiem wiedzy” są wszechobecne testy!!! Bezmyślne uczenie pod klucz…
Nasze dzieci muszą i powinny zdobywać wiedzę! Nic jednak nie powinno się dziać kosztem „naturalnej ciekawości świata”! Nie zabierajmy dzieciom frajdy z zabawy, frajdy z „zabawy w naukę”! Nie zabierajmy im radości z uczenia się! Nie produkujmy rzeszy „statystycznych odmóżdżonych testami Jasiów Kowalskich”!!!
No a teraz „wisienka na torcie”! Zastanawialiście się kiedyś, czego nasze maluchy potrzebują najwięcej w takcie „zdobywania wiedzy”? Czego maluchom najbardziej brakuje w szkole i czego nigdy tam nie znajdą?
Nasze dzieci potrzebują miłości, czułości, akceptacji i zrozumienia! Dajmy im to wsparcie!
„Uczyć się i nie myśleć to bezużyteczne. Myśleć i nie uczyć się to niebezpieczne.” /Konfucjusz/
„Nie to jest najważniejsze, aby każde dziecko czegoś nauczyć, ale to, by wzbudzić w każdym dziecku pragnienie nauczenia się czegoś.” /John Lubbock/
„Celem wykształcenia nie jest napełnienie umysłu człowieka faktami; zadaniem jest nauczyć go, jak ma używać umysłu do.. myślenia. A często zdarza się, że człowiek lepiej umie myśleć, nie będąc krępowany wiedzą przeszłości.” /Henry Ford/
Post nie posiada komentarzy, a od jego publikacji minęło bardzo dużo czasu. Komentowanie zostało wyłączone.