Internet to tylko zwykły złodziej czasu… Taka niechlubna opinia nadal niestety pokutuje wśród wielu rodziców i nauczycieli. Same dzieciaki, zdają się utwierdzać nas w tej opinii, przyznając z rozbrajającą wprost szczerością, że wirtualny świat Facebooka jest o niebo fajniejszy, niż realne kontakty z rówieśnikami.
Kiedy jest, zatem najodpowiedniejszy czas i miejsce, aby nasza pociecha mogła rozpocząć swoją przygodę z komputerem i globalną Siecią Web? Jak odkryć optymalny sposób, aby wirtualna rzeczywistość stała się, jedynie narzędziem, a nie tylko celem zdobywania wiedzy o realnym świecie?
Moje dziecko bardzo szybko zainteresowało się istnieniem komputera. Jednak jeszcze wcześniej zauważyło istnienie globusa i… map. Moja serdeczna przyjaciółka (pozdrawiam Cię Agnieszko!) robiąc domowe porządki postanowiła, podrzucić mi kilka nieużywanych już podręczników do szkoły podstawowej. Fajne ilustracje pomyślałam i pokazałam „nowe książeczki” swojemu dziecku. I tak się zaczęło! Mamo, a co to? – spytała córka. To Afryka. Tu żyją lwy i żyrafy – odparłam. A to co? – mała ciągła temat. To Australia. Tu żyją kangury i misie koala. Mamo, a tu jest słonik! Kurczę… jaki słonik? – pomyślałam. Spojrzałam na mapę i… oniemiałam. No tak! To Antarktyda! Tyle, że… widziana „od spodu”! Mamo, a gdzie my mieszkamy? W Europie – odparłam całkiem już zbita z tropu.
I tak, idąc po nitce do kłębka, moje 3 letnie dziecko, w mgnieniu oka nauczyło się wskazywać na mapie kontynenty, oceany, większe państwa, góry i rzeki świata… Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, wkrótce umiała wskazać nawet „najbliższych sąsiadów” Polski! Obserwując z jakim ogromnym zapałem mój maluch pochłania każdą następna porcje „wiedzy geograficznej”, zaczynam się bać, że… ona wie więcej niż niejeden gimnazjalista.
Zaraz, zaraz… Ale co ma z tym wszystkim wspólnego Archimedes? Hm… Ano chyba „tylko tyle”, że kiedy po raz pierwszy „bawiłam się z dzieckiem w dyfuzje” (ale to zupełnie inna historia!), opowiedziałam jej słynną przypowiastkę o Archimedesie i złotej koronie. Wówczas moje dziecko koniecznie, ale to koniecznie musiało sprawdzić na mapie, gdzie jest ta Grecja i co to są te Syrakuzy! I nagle „przebłysk geniuszu” – wpadło mi do głowy – chyba na „własną zgubę” – aby pokazać maluchowi Google Earth. Ale, chyba jednak to był prawdziwy strzał w dziesiątkę! Dziś, każdego dnia, regularnie dzień w dzień, siadamy do komputera i… wirtualnie zwiedzamy cały świat! A wkrótce… może kosmos?
Post nie posiada komentarzy, a od jego publikacji minęło bardzo dużo czasu. Komentowanie zostało wyłączone.