Mali podróżnicy tym razem zawędrowali do Syjamu, czyli do… Tajlandii.
Ten piękny, ale zarazem bardzo dla nas egzotyczny kraj, postanowiliśmy poznawać „od kuchni”. Przyznaje, że był to prawdziwy strzał w dziesiątkę! Nasz dom przeszedł ostatnio prawdziwe kuchenne rewolucje, które zaprowadziły nas w zupełnie nieznane obszary smaków i zapachów. Próbowaliście kiedyś zjeść zupę z soku pomarańczowego z pieczarkami, mięsem i mleczkiem kokosowym? A wszystko na bulionie drobiowym z dodatkiem makaronu ryżowego z tapioką i zielona herbatą… Mówię Wam palce lizać! Szybko przekonaliśmy się, że Tajowie nie tylko lubią dobrze i smakowicie zjeść, ale także uwielbiają się bawić.
Tajski rok kalendarzowy obfituje naprawdę w liczne okazje do wspólnej zabawy i barwnego świętowania.
Co roku w Tajlandii, pierwszego dnia pełni księżyca, w dwunastym miesiącu tajskiego kalendarza lunarnego (czyli w połowie listopada), rozpoczyna się ogromny festiwal: Loy Krathong (Festiwal światła). Najhuczniej i chyba najdłużej (bo aż kilka dni) świętuje się go w Chiang Mai. Drzewa, mury, drzwi wejsciowe a nawet bramy i słupy ozdobione są kolorowymi wstążkami i papierowymi lub materiałowymi lampionami. Głównym symbolem Festiwalu jest Krathong – mały stroik w kształcie kwiatu lotosu, tradycyjnie zrobiony z liści i drewna bananowców. Wieczorem, kiedy zaczyna się festiwal, takie cudnie ozdobione kwiatami i wstążkami krathongi płyną po rzece. Tajowie do swoich stroików dodają także świeczki i kadzidełka oraz monetę i czasem kosmyk włosów. Krathongi mają odgonić nieszczęście i przynieść dobrobyt w zbliżającym się nowym roku. Nasz lampion może nie jest tak okazały jak lampiony Tajów, ale jego zrobienie sprawiło nam dużo frajdy. A co powiecie na nasz Krathong – prawda, że uroczy?
Zdjęcie z portalu: www.dalekoiblisko.pl
Zdjęcie z portalu: www.dalekoiblisko.pl
No dobrze, ale kiedy w Tajlandii zaczyna się Nowy Rok? Tradycyjna i wciąż stosowana rachuba czasu liczy się w Tajlandii od urodzin Buddy, a więc niedługo – w kwietniu 2016 – zacznie się tutaj rok 2559.
Songkran czyli Tajski Nowy Rok obchodzony jest właśnie w kwietniu i bardzo przypomina nasz wielkanocny Lany Poniedziałek. W tym dniu Tajowie obficie oblewają się wodą, co ma przynieść im dużo szczęścia. Oczywiście, Nowy Rok jest też obchodzony w Tajlandii wg „mody zachodniej” czyli 1 stycznia, a w noc sylwestrową niebo nad Bangkokiem tak samo pełne jest kolorowych sztucznych ogni jak w całej Europie czy w Ameryce. Bardzo ważny jest chiński Nowy Rok – święto ruchome, przypadające zwykle na przełomie stycznia i lutego. W Tajlandii obchodzą go jednak wszyscy, bo chińska tradycja i kultura cieszą się tu ogromnym poważaniem. Kiedy w tym roku będziemy polewać się wodą w drugi dzień Świąt Wielkanocnych to z pewnością chociaż na chwile nasze myśli powędrują właśnie do Tajlandii
Dzięki poznaniu sztuki Krathong dowiedzieliśmy się także o carvingu czyli sztuce ozdobnego rzeźbienia w owocach, warzywach i… w mydle.
Podobno w drugiej połowie XIV wieku, jedna z żon cesarza Phra Runga, Nong Noppharat rzeźbami z owoców i warzyw udekorowała pływające lampiony krathongi, które wyglądały jak lilie wodne. Cesarzowa Nong była wyznawczynią braminizmu. W myśl wierzeń i tradycji Budda musiał się podzielić darami z Matką Wodą boginią Mae Khongha. Cesarz Phra Rung tak się zachwycił lampionami, że postanowił co roku obchodzić to wydarzenie w pierwszą księżycową listopadową noc. Tak narodziło się święto nazywane Loy Krathong. Od tego czasu sztuka ozdobnego rzeźbienia w warzywach i owocach stała się popularna na cesarskim dworze nie tylko w święto Loy Krathong. Wkrótce prawdziwymi mistrzyniami tej sztuki stały się nadworne kucharki a z czasem i zwykłe gospodynie domowe. My także popróbowałyśmy naszych sił w sztuce carvingu.
Nie wiem, czy carving w jabłku jest naszą mocną strona, ale za to uwielbiamy jeść te owoce, więc było wesoło i smacznie.
Zdjęcie z portalu: www.carvingart.pl
My owoce i warzywa najczęściej kupujemy na pobliskim bazarku, ale nie jestem pewna czy chciałabym robić takie zakupy na targu przy stacji Mae Khlong w mieście Samut Songhkram w Tajlandii. Tu kilka razy dziennie przez środek targu przejeżdża… pociąg! Prawda, że to intrygujące?
Zaintrygowała nas jeszcze jedna rzecz związana z owocami – durian. Durian zwany „królem owoców” jest podobno najdziwniejszym a jednocześnie najsmaczniejszym, najdroższym i najniebezpieczniejszym spośród wszystkich owoców tropikalnych. Owoc duriana może osiągnąć do 4 kg wagi i do 40 cm długości, ale to co najbardziej zaskakuje i fascynuje jednocześnie, to jego intensywny zapach a w zasadzie odór, przypominający połączenie zepsutego mięsa i starego sera pleśniowego. Nieprzyjemna woń roznosi się także po rozkrojeniu owocu i jest na tyle intensywna, że podobno nie wolno duriana spożywać w hotelu. Do samolotu też podobno nie wpuszczają po zjedzeniu tego swoistego kulinarnego rarytasu… zapach długo utrzymuje się na włosach i ubraniu.
Uwaga! Końcówka filmu może wzbudzać obrzydzenie!
Niestety w filmie do testu wykorzystano duriana z Malezji.
Kiedy u nas w Polsce za oknem pada śnieg lub płyną z nieba strugi bardzo zimnego deszczu, to na północy Tajlandii właśnie w Chiang Mai zaczyna się Festiwal Kwiatów. Miasto zakwita wtedy tysiącami wielobarwnych kwiatów. Chiang Mai wypełniają wówczas przeróżne ogrodnicze stragany, wystawy i konkursy. Punktem kulminacyjnym tej imprezy jest barwna parada przemierzająca ulice tego miasta. My postanowiliśmy zrobić naszą wersję Festiwalu Kwiatów. Zobaczcie co nam wyszło!
Zdjęcie z portalu www.fragrantica.pl
Czy wiecie, że symbolem Tajlandii jest słoń? Sprawdziliśmy, że kiedyś słoń był nawet na fladze tego kraju. Zwierzęta te już od stuleci są w Tajlandii przedmiotem kultu i uwielbienia, ale ich los nie zawsze bywa różowy. Przypadek to lub nie – musicie to sprawdzić sami- ale jak spojrzymy na mapę świata, to Tajlandia ma kształt przypominający głowę słonia. Słonie nas tak zaintrygowały, że postanowiliśmy dowiedzieć się o tych zwierzętach trochę więcej.
Każdego roku 13 marca Tajowie obchodzą „Dzień słonia”. Wtedy to słonie mają super ucztę. Podczas wizyty w Tajlandii warto zobaczyć też listopadowy Festiwal Słoni, który odbywa się w Surin (ok 500km na wschód od Bangkoku).
My dzięki „podróży” do Tajlandii umiemy już odróżnić słonia azjatyckiego od jego znacznie większego kuzyna – słonia afrykańskiego.
Nasza podróż po Tajlandii została wzbogacona także przez Film Wojciecha Cejrowskiego „Słoń domowy”.
Święto Słonia nie może obyć się bez tej piosenki.
Wiecie, że w Tajlandii istnieje ciekawy zwyczaj rytualnego wypuszczania ptaka na wolność? Wielu buddystów wierzy, że przywrócenie uwięzionym zwierzętom wolności jest jedną z najlepszych i najpiękniejszych form oddania czci Buddzie i jednocześnie wzbogacenia własnego bytu ziemskiego o dobry uczynek. My zrobiliśmy własną wersję tego zwyczaju.
Zdjęcie pochodzi z portalu www.abctajlandia.pl
Kończąc naszą podróż po Tajlandii zawędrowaliśmy jeszcze do wioski „kobiet o długich szyjach” zwanych też „kobietami żyrafami”. Film Martyny Wojciechowskiej zrobił na nas naprawdę ogromne wrażenie.
Zdjęcie z portalu Player.pl
A oto nasza wersja zdobienia szyj
Na zakończenie wędrówki Mali Podróżnicy postanowili jeszcze nauczyć się kilku słów w języku Tajów. I tak, na naszą kicie Roksolanke od teraz możemy wołać już nie tylko, mao po chińsku, billi w hindii, czy pusa w tagalong, ale także maeo po tajsku! I jeszcze jedna sprawa… Czy wiecie, że koty syjamskie pochodzą właśnie z Tajlandii? Na to akurat sama wpadła nasza Archimedesowa Pociecha i… potem oficjalnie potwierdziła, dumnie pokazując tą informacje w atlasie o kotach. Fajnie jak 6-letnie dziecko jest, aż tak ciekawe świata, ciągle zadaje pytania, szuka odpowiedzi i… na dodatek samo umie czytać!
Tajlandię pożegnaliśmy wspólnym oglądaniem przepięknej panoramy Bangkoku. Mamy nadzieję, że kiedyś uda nam się zobaczyć Tajlandię live!
Zdjęcie pochodzi z portalu Airpano.ru
Wpis powstał w ramach projektu blogowego "Mali podróżnicy"
Post nie posiada komentarzy, a od jego publikacji minęło bardzo dużo czasu. Komentowanie zostało wyłączone.